15 grudnia 2010

Fondue to typowo zimowa potrawa, z korzeniami w Szwajcarii i we Francji, mocno sycąca i rozgrzewająca. W idealnym świecie jem ją gdzieś w wysokich Alpach po całym dniu spędzonym na stoku, jeszcze w kombinezonie narciarskim, w małej knajpce przy kominku w towarzystwie mojego męża. W realnym świecie nie ma kominka i gór, ale za to jest mąż, metr śniegu za oknem i domowe fondue. Też dobry scenariusz.

Czytaj dalej…

20 września 2010

Świeże kacze piersi kupiliśmy na bazarze w Bad Godesbergu. Sprzedawca sprawnie przygotował nam mięso, wycinając piersi z całej tuszy i obcinając zbędne kawałki. Zapłaciliśmy tylko za to, co zostało. Kupiliśmy prawie kilo kaczki z ambitnym planem zjedzenia jej na obiad. Teraz już wiemy, że jedna pierś to wystarczająca ilość nawet na dwie bardzo głodne osoby.

Czytaj dalej…

19 września 2010

„Sparen”, czyli oszczędzać, to najczęściej słyszane słowo w niemieckich mediach. Reklama, która nie zawiera tego hasła, raczej nie pojawia się w radio lub w telewizji. Nic dziwnego, że tak popularne w Niemczech są knedle z czerstwej bułki. A na serio to takie knedle są po prostu znakomitym dodatkiem do sosów i gulaszy, do tego bardzo prostym do zrobienia. Po raz pierwszy jadłam je w Czechach, z kachną (kaczką) i modrą kapustą. Smakowało. Dzisiaj spróbuję stworzyć samodzielnie knedle, według poniższego przepisu, które podam z kaczką, sosem wiśniowym i pieczoną dynią hokkaido.

Czytaj dalej…

18 września 2010

Od trzech miesięcy mieszkam w Bonn. Moja pierwsza kuchnia w hotelu mieściła się w… szafie. Ograniczałam się do robienia makaronu z gorgonzolą i pieczarkami. Kuchnia w kolejnym mieszkaniu rozrosła się do czterech metrów kwadratowych i dawała więcej możliwości. Po zakupach podstawowych naczyń i garnków w Ikea zaczęłam nawet gotować spaghetti puttanesca i piec bułki, ale nadal brakowało mi większości sprzętów i składników. Ponieważ jednak jestem na miejscu i mam dostęp do niemieckich produktów, postanowiłam rozpocząć „Okres kuchni niemieckiej” i w tym czasie rozprawić się z tradycyjnymi przepisami mojego obecnego miejsca zamieszkania. Zaczynam od zupy z soczewicy, czyli od linsensuppe.

Czytaj dalej…

23 sierpnia 2010

Podczas ostatniego naszego spotkania moje kochane koleżanki ze studiów mało nie wydały mnie przed moim mężem, dziwiąc się, że gotuję, że nawet mam bloga i że wpisuję na niego tylko sprawdzone przepisy. Co prawda nie wydzwaniam do nich i nie chwalę się, jak ewoluowałam i jaki obiad na trzy tysiące kalorii zgotowałam małżonowi, więc mogą myśleć, że zatrzymałam się na etapie bolognese Knorra z czasów studenckich (chociaż cały czas twierdzę, że ten sos jest całkiem poprawny). Ale że moje wstrętne dziewczyny nie pamiętają Sylwestra 2007, na którego, z moim małżonem, przyniosłam całą tacę pierożków wonton? Czy to już wtedy nie był dowód, że ja gotuję? A mówiły, że pierożki są niezapomniane…

Czytaj dalej…