Ze względu na nadchodzący sezon grypowy czosnek pod różną postacią staje się coraz częściej głównym bohaterem przepisów kulinarnych. Przygotowując dania z czosnku trzeba pamiętać o dwóch zasadach. Po pierwsze – po ich zjedzeniu nie korzysta się ze środków komunikacji miejskiej i nie idzie do kina, a po drugie – jedzą je albo wszyscy domownicy, albo nikt.
Gęsina to tradycyjny składnik dań na dzień świętego Marcina, czyli 11 listopada. Dlaczego akurat gęsina? Z jednej strony to gęsi swoim gęganiem wydały ukrywającego się przed niechcianymi zaszczytami w gęsiarni świętego Marcina, który, odnaleziony, musiał zostać biskupem. Z drugiej strony cykl hodowlany gęsi zaczyna się wiosną i kończy późną jesienią, w okolicach 11 listopada i wtedy właśnie gęsina jest najsmaczniejsza.
Poniższy przepis stosowaliśmy z powodzeniem do przygotowania listopadowych świeżych gęsich piersi i ud, a także mrożonych gęsich ud dostępnych przez cały rok.
Już niedługo początek kolejnego sezonu grzybowego. Jeżeli macie swoje miejsca kurkowe to możecie wykorzystać przepis na zupę, który dostałam od mamy męża. Jest warta uwagi z trzech powodów: łatwo skompletować do niej składniki, bo zamiast kurek można użyć pieczarek. Po drugie podaje się ją z małymi, mięsnymi pulpecikami, które dobrze smakują i ciekawie wyglądają. A po trzecie zabiela się ją nie śmietaną, tylko śmietankowym serkiem topionym.
Nasza strona o gotowaniu ma już prawie cztery lata. Powstawała w 2009 roku z konieczności utrwalenia przepisów, bo cały czas gubiliśmy karteczki lub dzwoniliśmy do rodziców z prośbą o przepis. Zaczynaliśmy, gdy w Polsce było tylko parę stron o gotowaniu. Nie przypuszczaliśmy jednak, że w przyszłości kulinarne blogowanie będzie tak popularne i że może stać się sposobem na zarabianie. Dla nas to nadal przyjemne hobby.
Każdy przepis coś dla nas znaczy. Gdy czytam archiwum stają mi przed oczami obrazy z naszego życia – ludzie, miejsca, sytuacje i związane z tym smaki. I tak spaghetti z mozarellą to pierwszy makaron, który jadła nasza córka. Z wymazaną dookoła buzią próbowała łapać paluszkami makaron i gdyby umiała mówić, powiedziałaby, że jest „pyśny”. Ale na pochwały musimy jeszcze trochę poczekać.
To miłe zaskoczenie, że w tak dostojnym mieście jak niemiecka Kolonia można zwiedzić tak frywolne i słodkie muzeum jak Schokoladenmuseum, czyli muzeum czekolady. Jeżeli będziecie kiedyś w Kolonii i jesteście foodies tak jak my, to zarezerwujcie sobie około dwóch godzin i odwiedźcie to miejsce. Można tam dotrzeć w ciągu paru minut spacerkiem z centrum Kolonii. Jeżeli nie będziecie mogli trafić, to kierujcie się nosem, bo zapach gorącej czekolady unosi się w powietrzu w znacznej odległości od muzeum. Dlatego każdy zaczyna zwiedzanie od zjedzenia kawałka czekolady, którą dostaje się wraz z biletem wstępu. Po prostu nie można się już oprzeć.